niedziela, 5 stycznia 2014

Part 3.

               Jechaliśmy w ciszy było trochę niezręcznie dziwnie się czułam, ciągle trzymałam jego rękę. Na dodatek leciały takie romantyczne piosenki, jakby ktoś chciał żebyśmy byli ze sobą. W mojej głowie przewijały się setki myśli. Moje ciało całe drżało od jego dotyku, od jego zapachu. Gdy byliśmy już blisko Louis zatrzymał auto.
- Louis o co chodzi ? To nie tutaj - popatrzylam z lekką dezorientacja. Wiedziałam gdzie jesteśmy, niecałą przecznicę od mojego domu, nawet było go stąd widać.
- Ja się w tobie naprawdę zakochałem – powiedział gdy silnik zgasł.
- Lou, proszę Cię.
- Znam cię od dwudziestu czterech godzin a już jesteś dla mnie wszystkim – powiedział a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Lou – powiedziałam, pragnęłam dodać ‘kochanie nie płacz’ ale nie potrafiłam…
- Wiem, muszę o tobie zapomnieć. Ale… Ale ja chce wiedzieć że może kiedyś, że może za kilka lat… Że może się wtedy spotkamy, umówimy. Że może wtedy mi nie odmówisz – powiedział, zupełnie nie składniowo a mi o mało serce nie pękło. Emocje wzięły górę, odpiełam pas. On chyba pomyślał że wychodzę ale ja przeskoczyłam na jego kochana. Wzięłam jego głowę w dłonie, kciukami otarłam łzy spływające po policzku…
- Lou kochanie – powiedziałam to – nie wiem co się ze mną dzieje, jak cię widzę to się rumienię, gdy czyję twoje perfumy o mało się nie przewracam. Gdy cię widzę to moje serce bije mocniej. Ale… Jesteś moim nauczycielem. To się kiedyś zmieni, przestaniesz nim być i wtedy jeśli dalej będziesz czuł to co teraz czujesz, to obiecuję ci że wtedy będziemy razem. Bo ja o tobie nie zapomnę, nie będę potrafiła – powiedziałam i złożyłam na jego wargach soczysty pocałunek.
- Ja o tobie też nie zapomnę księżniczko – powiedział i poddał się moim ustą. Gdy po chwili skończyliśmy się całować, otworzyłam drzwi od jego strony, ześlizgnęłam się z jego kolan i wyszłam z samochodu, wcześniej chwytając torebkę.
- Kocham cię – powiedział gdy już stałam za drzwiami.
- A ja ciebie – powiedziałam i odeszłam. Słyszałam tylko odpalany silnik i szybkie, gwałtowne oderwanie się samochodu. Odjechał… Po moim policzku pociekły łzy, powoli poszłam do domu.
             Przed drzwiami postanowiłam że muszę szybko się ogarnąć. Weszłam do domu mamy nie było, co mnie zdziwiło bo ona długo pracowała ale raczej w domu i nigdy nie wychodziła przed dziesiątą. Wbieglam na górę do łazienki i prosto pod prysznic, wyszłam po 30 minutach ubralam się w bordowe rurki i czarne baleriny do tego bluza z 1D którą kupiłam w niedzielę. Spakowałam się i zeszłam na dół na śniadanie. W kuchni na lodówce wisiała kartka od mamy „Przypominam ci że mam delegację i szkolenie o których mówiłam od kilku tygodni. Jestem w Paryżu, dostępna 24 na dobę pod telefonem. Wracam w piątek. Kocham MAMA”.
- No tak, zupełnie zapomniałam – powiedziałam sama do siebie i nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki, który przywołał wspomnienia z przed dwóch godzin z mieszkana Louisa… Wypiłam sok, zjadłam drożdżówkę, wzięłam torbę i wyszłam. Po drodze zebrałam moją paczkę – Ane, Josha, Micka, Caroline, Maxa i Tobiasha, który jako jedyny z nas chodził do innej szkoły. Gdy dotarliśmy do szkoły była dopiero dziesiąta trzydzieści, co oznaczało że miałam godzinę do pierwszych zajęć… Zajęć z Lou, aż się spięłam na myśl o tym.
- Co jest Nina – zapytał Mick.
- Nic, nic – skłamałam – zimno mi tochę…
- Chcesz moją bluzę? – zapytał Josh
- Nie, po prostu. Nie ważne – powiedziałam.
- Myślisz o nim, prawda? – powiedziała Ana
- Nie, znaczy tak. To jest może – powiedziałam.
- Ty się zabujałaś! – wykrzyczał Max
- Max zamknij się, chce o nim zapomnieć – powiedziałam przez zaciśnięte zęby i wtedy go zobaczyłam. Już wiedziałam że usłyszał, zdradzała to jego mina… Smutek na twarzy i podkrążone oczy.
- Nina, wyluzuj… Dobra już kończę – powiedział Max, a reszta tylko przytaknęła. Louis minął nas i poszedł do pokoju nauczycielskiego. A ja zorientowałam się że już dochodzi 11.
                  Powoli weszliśmy do szkoły. Udaliśmy się pod salę, ja oglądałam się cały czas za Louisem. Sama nie wiem czemu, przecież postanowiłam o nim zapomnić... Zadzwonił dzwonek, wszyscy weszliśmy do Sali i zajęłiśmy swoje miejsca, ja usiadłam tak by móc obserwować nauczyciela. Wszystkie oczy były zwrócone w moja stronę, w końcu miałam na sobie bluzkę z chłopakami a u nas w szkole mało kto ich nie lubiał, po chwili wszyscy znów zaczeli szeptać między sobą gdy Louis wszedł do sali nastała cisza. . Louis zerknął w moją stronę a na jego twarzy pojawił się uśmiech, ciekawa jestem czy spowodowany widokiem mnie czy mojej bluzy. Sama też się uśmiechnęłam i w tym momencie oboje spłoneliśmy rumieńcem. Szybko spóściłam głowę na ławkę i zajęłam się przeglądaniem podręcznika byle tylko nie zwracać uwagi na niebiańskiego chłopaka, mężczyznę, NAUCZYCIELA stojącego przede mną… Louis zaczął prowadziź lekcję, ale ja nie umialam się skupić na temacie. Pusto gapiłamm się w niego zapominając o całym świecie…
- Panno Nino… Panno Nino… Panno Clark – usłyszałam nagle, podniosłam wzrok a to on stał przede mną.
- Tak Lo… panie profesorze – powiedziałam.
- Rozwiąż równanie z tablicy – powiedział po czym wręczył mi marker. Przejęłam od niego pisak i pewna siebie ruszyłam do tablicy. Jeśli chciał mnie zagiąć nie udało mu się, matma to moja silna strona. Inaczej nie wybierałąbym takiego profilu.
- Proszę – powiedziałam po chwili oddając mu marker i bacznie śledząc jego wyraz twarzy, widać było na nim coraz to szerszy uśmiech.
- Dobrze – powiedział, gdy uśmiech sięgał już środka twarzy….
               Siadłam z powrotem do ławki., po krótkim czasie zdalam sobie sprawę że mam z nim jeszcze 2 lekcje.
- Jak ją to wytrzymam - powiedziałam ciut za głośno. Nikt się tym nie przejął poza Louisem.
- Nina wszystko porządku - zapytał a uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Tak przepraszam - powiedziałam cicho, 3 lekcje z czego 2 z nim. To nie dla mnie.
- Zostań na chwilę po dzwonku – oznajmił po czym wrócił do kontynuowania lekcji. Ostatnie 20 minut zleciało szybko, a ja z każdą mninutą trzęsłam się coraz bardziej.
- Zostać z tobą? – zapytała Ana
- Nie, ale może stań przy drzwiach. I no wiesz…. – powiedziałam.
- Och Nina, jasne. Ale proszę nie w szkole – powiedziała ze śmiechem.
Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy opuścili klasę poza mną. Ana wyszła jako ostatnia i na sto procent czatowała pod drzwiami.
- O czym chciał pan rozmawiać? – zaypytałam po minucie ciszy
- Nie mów do mnie pan jak nikogo nie ma w pobliżu i gdy twoja koleżanka pilnuje drzwi – powiedział z uśmieszkiem.
- Skąd wiesz?! – zapytałam z irytacją i radością.
- Po prostu wiem, czego nie wytrzymasz? – szybko przeszedł do konkretów.
- Em…. No….
- Lekcji ze mną? – zapytał ze smutkiem.
- No… Ja się muszę do tego przyzwyczaić – powiedziałam i przybliżyłam się do niego.
- Co robisz? – zapytał
- Ja… Ja… - zaczęłam ale on złączył nasze wargi.
- Myślałem po prostu że chcesz się trzymać zdaleka –powiedził po czym znów mnie pocałował.
- Bo chciałam, znaczy chcę. Dlatego już idę. Dowidzenia panu – powiedziałam i chciałam odejść ale mnie przytrzymał.
- Trzymaj się ode mnie z daleka jeśli chcesz, ale nie mów do mnie PAN – powiedział i znów mnie pocałował, po czym puścił i pozwolił odejść.
Wyszłam z uśmiechem na twarzy.
-I jak było ? - zapytała Ana
- Boshe jak on bosko całuje - wycedzilam zanim pomyślałam.
-Co?!- zapytała zdziwiona.
- Nie nic.. - odpowiedziałam speszona. Jak dobrze że nie wypytywała dalej. Zadzwonił dzwonek na lekcję, któremu dziękowałam za przerwanie tej ciszy między nami.
- Pocałował cię? – zapytała gdy już siedzieliśmy w klasie i doskonale wiedziała że nie zacznę krzyczeć.
- Nie, znaczy tak. Znaczy to ja go do tego zmusiłam… Znowu – powiedziałam najciszej jak umiałam.
- Jak to znowu?
- No… Jak mnie odwoził to też go pocałowałam. Nie umiem o nim zapomnieć – powiedziałam a po policzku pociekły mi pierwsze łzy.
- Nie płacz kochana – powiedziała Ana podając mi chusteczkę.
- Nie mów tak jak on – wycedziłam zanim się zorientowałam co mówię.
- Tak jak on? On do ciebie powiedział kochana? – zapytała z uśmieszkiem.
- Tak, nie. Może. Nie twoja sprawa – powiedziałam i spuściłam głowę.
- Spoko, nie chcesz nie mów.
Lekcja biegła po woli, wręcz się ciągnęła. Ciągle myślałam o jego gorących ustach i o tym co powiedział rano „KOCHAM CIĘ” odbijało się echem w mojej głowie.
- Muszę się trzymać zdaleka – powiedziałam szeptem.
- Nie musisz, ale chcesz. A to różnica – powiedziała Ana.
- On jest moim nauczycielem.
- Tylko przez rok, no i nie jest nauczycielem a jest z programu młodych brytyjczyków – wycedziła.
- Skąd to wiesz?!
- Moja ciocia jest sekretarką, zapomniałaś – powiedziała z uśmieszkiem.
- To coś zmienia? Nauczyciel czy młody zdolny?!
- Tak z młodym zdolnym możesz się umówić i nic wam nie zrobią – powiedziała. W mojej głowie zaczęły pojawiać się piękne obrazy, które szybko odrzuciłam.
- Nie, nie i koniec… - powiedziałam ciut za głośno, ale usłyszał mnie tylko Louis który właśnie stanął koło naszej ławki.
- Wszystko porządku ? - zapytał cicho Pokiwałam głowa popatrzył na mnie niepewny i odszedł od nas.                        Podszedł do biurka i usiadł. Zadał nam kilka zadań a sam zaczął przeglądać dziennik, notes a w końcu internet… W takim nic nie robieniu minęły mi pozostałe lekcje, w końcu mogłam iść do domu zamknąć się i zacząć płakać. Lou chyba postanowił trzymać się ode mnie z daleka. Nie widziałam go od skończenia z nim lekcji, teraz w drodze do domu też się na niego nie natknęłam. Przed domem także nie stał jego samochód. Może zrozumiał…
Wcale nie chcesz by rozumiał – odezwał się głos w mojej głowie – chcesz by tu był, by cię przytulił, pocałował…

3 komentarze: